czwartek, 8 września 2016

W bibliotece się nie je!

Julka, niezawodna aktywistka biblioteczna, weszła rano do biblioteki. – Dzień dobry! – Zawołała od progu i wyciągnęła przed siebie ręce z tajemniczym pudełkiem. Szybko wyszło na jaw, co też stanowi jego zawartość. Irma już po chwili wąchała z lubością wspaniałe faworki. – Przyniosłam pani faworki. Mama upiekła je na moje urodziny. To nic, że nie lubię faworków. I tak upiekła, to przyniosłam. – Wyjaśniła Julka, szczerze do bólu, jak zwykle zresztą. – Ja tam lubię faworki. – powiedział Michał, do tej pory obserwujący w milczeniu całą scenę. – Ja też. – Odpowiedziała Irma z ustami pełnymi słodkości, po czym rzuciwszy czujne spojrzenie na znajdujących się w bibliotece uczniów, schowała ostentacyjnie pudełko pod biurko. – Nie podzieli się pani nawet jednym malutkim faworkiem? – zapytał Michał rozczarowany i zbulwersowany zachowaniem bibliotekarki. – W bibliotece się nie je Michałku. – odparła poważnie Irma ucinając temat. - A ja nowe obrazki z Internetu ściągnąłem, żeby pani mogła obejrzeć... Tak się nie robi...


Nagle drzwi się otworzyły i weszła Ada, najsłodsza ze wszystkich podopiecznych Irmy. – Dzień dobry pani Irmo. – Powiedziała grzecznie i stanęła obok Michała. Po dłuższej chwili zorientowała się, że panuje dziwna, jak na to miejsce, cisza. – No co?... – Zapytała niepewnie i rozejrzała się po twarzach zebranych. – A nic. Tylko pani Irma ma pod biurkiem pudełko faworków i nie chce się podzielić. – Odpowiedział Michał z mściwym błyskiem w oku. – Faworki!? Naprawdę!? – Oczy Ady osiągnęły wielkość pięciozłotówek. – Ja tak lubię faworki! Podzieli się pani? Prooooszę!... – Irma spojrzała morderczym wzrokiem na śmiejącego się w kułak Michała, rzuciła okiem na błagającą Adę i w jednej chwili wiedziała, jak odwrócić jej uwagę i jednocześnie pognębić chłopaka. – A on ma w plecaku „Skittlesy”… - Z uśmiechem rzuciła lekko i… już miała z głowy całe towarzystwo, bo Ada ze Śliwkąskupiły się na Michale i jego plecaku („Daj Skittlesa! Daj Skittlesa! Daj Skittlesa!...”), a reszta bywalców biblioteki śmiała się do rozpuku, obserwując wysiłki Michała, aby uwolnić się od cukierkowych harpii. - Ma pani szlaban na obrazki do końca tygodnia! - Krzyknął chłopak przez ramię, zanim w popłochu wybiegł na korytarz, by tam uciekać przez resztę przerwy przed entuzjastkami wspomnianych słodyczy.
Tymczasem Irma spokojnie otworzyła pudełko faworków...

piątek, 2 września 2016

Irmowy poniedziałek

Poniedziałkowy poranek nie należy do ulubionych pór tygodnia bibliotekarki Irmy. Pobudka bladym świtem, spóźniony autobus, tłum dzieciaków przestępujących z nogi na nogę przed drzwiami biblioteki… nieeeee… To znak, że nadszedł nowy tydzień. I nawet się już rozpoczął…. Nie pytając o zdanie... Zasiadła przed komputerem i… znowu nie było Internetu. „No niech to dunder świśnie!” – pomyślała wściekła. – „I jak ja teraz zrobię aktualizację strony www?” Wypuściła powietrze z płuc i oparła głowę na dłoniach. Z rezygnacją patrzyła na narastający harmider między biurkiem, ladą biblioteczną a drzwiami na korytarz. Kolejni uczniowie pojawiali się z częstotliwością karabinu maszynowego. „Skąd ich się tylu bierze…?” – zastanawiała się umęczona rozkwitającym dopiero co poniedziałkiem bibliotekarka. Uratował ją dzwonek, który wymiótł wszystkich krzykaczy na lekcje. Irma odetchnęła z ulgą i wróciła do pracy.
Kilka kolejnych przerw okazało się być egzaminem cierpliwości dla kobiety. Pierwsza przerwa nie wzbudziła w niej jeszcze żadnych emocji. Po pięciominutowym Armagedonie postanowiła zrobić sobie kawę i zjeść śniadanie. Po drugiej przerwie odetchnęła z ulgą i włączyła w głowie mantrę z cyklu: „jeszcze tylko 4 dni i weekend”. Po trzeciej przerwie lekko podniosło jej się ciśnienie. Pożałowała, że wypiła kawę. Teraz odważnie czekała na kolejny dzwonek, który wybrzmiał, niestety, punktualnie. Po chwili drzwi do biblioteki zamieniły się na miejsca z tymi z saloonu na Dzikim Zachodzie. 
- PIERWSZY !!! – z wrzaskiem wpadł Luk, rozejrzał się wokół i stwierdziwszy, że faktycznie jest pierwszy, z dumą zajął swoje ulubione miejsce pod oknem. Momentalnie pochłonęła go drewniana układanka, która Irmę doprowadzała do białej gorączki. Marzyła, by wykorzystać te piekielne klocki, jako podpałkę, ale niestety rozpalania ognisk w bibliotece regulamin stanowczo zabraniał.
- PROSZĘ PANI, ALE NUMER! – Kamila trzasnęła drzwiami, aż Irma podskoczyła na krześle. „Kiedyś wyniosą mnie stąd nogami do przodu…” – pomyślała wychodząc z szoku. – No, co tam? – zapytała z uśmiechem. Kamila zaś opadła na krzesło stojące przed biurkiem i streściła szybko lekcję, która właśnie się skończyła. – …i sytuacja wygląda tak, że możemy spędzić z panią siódmą godzinę lekcyjną! Cieszy się pani ?? – uczennica wyszczerzyła zęby w uśmiechu od ucha do ucha, co Irma natychmiast odwzajemniła, jakby była odbiciem lustrzanym dziewczyny. – Jassssne, przyjdźcie. Jeśli dożyję do siódmej lekcji. – zastrzegła.
Uczniowie dobrze wiedzieli, że bibliotekarka tylko gra taką wredną i, jak to niektórzy mówią, okrutną. W rzeczywistości nie było AŻ tak źle… Wprawdzie wysyła zawsze na lekcje zaraz po dzwonku i nie zwalnia, nawet, jeśli ktoś błaga o to na kolanach, bo nie ma pracy domowej, ale mimo to spora grupa uczniów regularnie okupuje bibliotekę, żeby pogadać, poplotkować, pośmiać się, zadzwonić do Wielkiego Ducha Biblioteki albo po prostu posiedzieć. Jednak dzisiaj samopoczucie Irmy zwiastowało jakąś katastrofę. Czasem ma się po prostu takie przeczucie, że coś wisi w powietrzu. I ten nieszczęsny poniedziałek to był właśnie jeden z TYCH dni… Irma pracowała od rana, a jakoś nie mogła dostrzec efektów tych działań. Może dlatego, że jak tylko zaczynała się rozkręcać, wchodził ktoś i odrywał ją od komputera albo od półek z książkami. Nie żeby ją to irytowało, ale jednak ciśnienie rosło…
Kolejny dzwonek wybrzmiał. Bibliotekarka rzuciła okiem na rozpiskę. „Hmmm…jeszcze godzina i całe towarzystwo zwali mi się na głowę.” – pomyślała ponuro. Pomieszczenie zaczęło się powoli zapełniać.
- Pani Irmo, czy mogę zadzwonić do Wielkiego Ducha Biblioteki? – to Krzyś chciał złożyć zażalenie.
– A dzwoń. – odparła bibliotekarka. – Ale pewnie nie ma go w domu.
Na poprzedniej przerwie Krzyś dzwonił z prośbą, by nie było sprawdzianu z fizyki. Nie udało się, pani nauczycielka była nieubłagana i kartkówka się odbyła. Krzyś już wiedział, jaka ocena go czeka…
- Duchu, no ja Cię przepraszam, ale nie tak się umawialiśmy! – krzyczał zrozpaczony Krzyś do słuchawki. Pozostali uczniowie zajmowali się swoimi sprawami, ale Irma była pewna, że każdy ma coś do powiedzenia Wielkiemu Duchowi. Telefon do niego pojawił się niedawno i gdyby należał do którejś ze znanych telefonii, byłaby to żyła złota. Na szczęście jednak był to aparat zupełnie „bezprzewodowy”. Wszystkich niezmiernie interesowało, o czym gadają z Wielkim Duchem koledzy, ale nikt nie mógł podsłuchać rozmów. Oczywiście sama Irma również korzystała z możliwości wygadania się. Ich rozmowy pozostawały najbardziej strzeżoną bibliotekarską tajemnicą. Dzisiaj również uwiesiła się na linii podczas jednej z lekcji. Ucięli sobie z Duchem długą pogawędkę. Okazało się, że i on miał wyjątkowo kiepski początek tygodnia, i potrzebował jakoś poprawić te irytujące statystyki. Irma zaś wyżaliła mu się, jak to od samego rana w bibliotece ma miejsce istny Armagedon. Od słowa do słowa coś tam sobie wymyślili na poprawę humorów, ale co, to już pozostało między nimi.
Po raz kolejny tego dnia zadzwonił dzwonek i nastała siódma lekcja. Drzwi otworzyły się szeroko i w jednej chwili Irma miała w bibliotece babiniec. Dziesięć uczennic mówiło równocześnie, każda na inny temat. „Jak one to robią, że im się nie pomiesza?” – zastanawiała się skonsternowana kobieta.
- Pani Irmo, proszę na chwilę do sekretariatu – w drzwiach stanęła sekretarka.
- Już idę. – Irma niechętnie wstała od biurka – Tylko mi tu nie szaleć. – powiedziała groźnie do dziewcząt. – żadnych ognisk, tańców i takich tam… - po czym wyszła, zostawiwszy szeroko otwarte drzwi. Nie było jej tylko chwilę. Tymczasem pozostawione samopas uczennice zaczęły powoli odczuwać niepohamowaną obecnością bibliotekarki WOLNOŚĆ.
- Hej, słuchajcie! Zadzwońmy do Ducha, zanim wróci pani Irmina! – zawołała Aga. – Zrobimy mu dowcip. Kto ma jakiś pomysł ?
Grupa zasiadła przy telefonie, a Aga podniosła słuchawkę i wykręciła numer z zamiarem zrobienia Ducha w balona. Nagle błysnęło, huknęło, a wszystkie uczestniczki głupiego kawału padły bez życia na podłogę. I cisza. Nikt nic nie widział, nikt nic nie wie. Nie minęła chwila i Irma wkroczyła do biblioteki. Rozejrzała się wokół. Na jej twarzy pojawił się leciutki uśmieszek. Podeszła do zwisającej z szafki słuchawki telefonu i podniosła ją do ucha.
- Duchu, jesteś tam? – zapytała konspiracyjnym szeptem. – Dobrze. Słuchaj… u d a ł o się.

niedziela, 13 marca 2016

Z braku laku dobra Irma :-)

I stało się. Świat został zasypany przez biały puch. I żeby było jasne, on tylko tak niewinnie wygląda. Tymczasem prawda jest taka, że to bliski kumpel Armagedonu i Chaosu. Świt powitał grzecznie zupełnie nowiutkie zaspy, który cicho pojawiły się nad ranem wszędzie, gdzie się dało. Najchętniej w pobliżu samochodów, garaży, przejść dla pieszych, zakrętów, chodników i tym podobnych - całkowicie zbędnych całej ludzkości - miejsc.

Oooo… a któż to pojawił się na horyzoncie? Czy to ptak? Nie! Czy to samolot? Nie! To Irma dzielnie hopsa z zaspy w zaspę, ale jakoś, zupełnie nie wiedzieć czemu, ją to nie bawi. Ciekawe, czy to dlatego, że właśnie dzisiaj wybrała się po drodze do bankomatu, a on – bezczelny – również okazał się być zasypany i musiała włazić po kolana w śnieg. Mimo kataklizmu zimowego jakoś poszło, ściana płaczu łaskawie wypluła gotówkę i powiedziała ładnie „do widzenia”. Irma mruknęła coś w odpowiedzi, ale ów dźwięk utonął w zwojach jej kilometrowego szalika. „No, i czego sypiesz? Czego??!!” – Powtarzała w myślach, walcząc ze śliską drogą i zasypanym chodnikiem.
– Kto to widział… tak sypać… Toż to nie do pomyślenia jest… Mogłoby posypać w takiej choćby Afryce. Tam jeszcze śniegu nie widzieli, to nieeee, musi tutaj. - Mruczała pod nosem posapując z wysiłku.
Autobus jakimś cudem przyjechał punktualnie. Był to malutki plus tego jakże skomplikowanego poranka. Wejście do budynku szkoły wiązało się z natychmiastowym oślepnięciem. Zima + okulary = głupi pomysł.
- Dobra, znam drogę na pamięć, może się nie zgubię. – Skwitowała Irma, raczej przyzwyczajona do tego typu akcji.
- To była ironia? – Zapytała Agnieszka, stojąca przed drzwiami biblioteki. – Dzień dobry pani Irmo!
- Dla kogo dobry, dla tego dobry, ale HOWGH!, niech będzie… – odparła umęczona zimą bibliotekarka. – Kawyyyy… - jęknęła, przekraczając próg. Za nią pojawiło się od razu kilkoro uczniów, którzy w oczekiwaniu na chwilę, w której biblioteka otworzy tego dnia swe podwoje, zabunkrowali się na schodach do szatni.
- Witaj, pani Irmo! – Zawołali zgodnie i zajęli wszystkie krzesła stojące w ich zasięgu. – Ale pani zaśnieżona! – Skwitowali jeszcze niecodzienny wygląd Irmy, po czym rozpoczęła się codzienna działalność wymienno-przepisująca, o której sza… Irma ogarnęła wzrokiem uczniowskie stadko i skierowała się do wieszaka na kurtki. Minęła ławeczkę, dwa plecaki, biurko, krzesło, regał i nagle zobaczyła jakiś ruch kątem oka.
- Co za bałwan wlazł mi za biurko…?!! A, sorry, to lustro…

wtorek, 26 stycznia 2016

Duch biblioteki

Choć rok szkolny trwał już od dobrych trzech tygodni, Irma wciąż nie mogła uwierzyć, że wakacje przeminęły tak szybko i bezpowrotnie. Codziennie rano budzik wygrywał złowieszczą melodyjkę, a ona zwlekała się z łóżka i szła z zamkniętymi oczami do łazienki, by obudzić się pod prysznicem. Później szybka kawa, śniadanie i w drogę do pracy, gdzie czekały książki i stęsknieni (czy aby na pewno?...) czytelnicy. Wyjątkiem były weekendy, ale to już zupełnie inna historia.

Każdy dzień wydawał jej się taki sam. Dotrzeć do szkoły, „dzień dobry”, otworzyć drzwi biblioteki, zastanowić się, czy nie zamknąć ich od środka na zamek, „eee, nie…”, odłożyć rzeczy na krzesło na tyłach pomieszczenia, niedostępnych dla uczniów, wstawić wody na kawę, włączyć komputer, głęboko westchnąć, podskoczyć na siarczyste ŁUP! drzwiami, odpowiedzieć uśmiechem na jakże głośne o 7.30 „Dzień dobry pani Irmo! Co tam u pani słychać?” Kolejność niezmienna, więc kobieta bez zastanowienia odpowie: „Świetnie Natalko – Basiu – Asiu - Madziu, a co u ciebie?” I tak zaczynał się każdy dzień w bibliotece Irmy. Później tajfun uczniów, obowiązków i wiadomości zalewał to niewielkie wnętrze, pochłaniając bez reszty również Irmę, która poddawała mu się z błogim uśmiechem. Nie wszyscy bowiem wiedzieli, że w głębi duszy lubiła ten harmider i dzieciaki, które po prostu MUSIAŁY mówić do niej równocześnie, by jak najszybciej pochwalić się dobrą oceną lub pożalić na to, że tym razem nie poszło na sprawdzianie. Pragnęły opowiadać jej o swoich rozterkach, rozśmieszać sytuacjami ze szkolnych korytarzy lub z lekcji, a także dowiadywać się na bieżąco, co ze spotkaniami w ramach klubów i projektów bibliotecznych, wypożyczyć lub oddać książkę, poczytać czasopismo czy skorzystać z komputera. Irma rozumiała te potrzeby i słuchała, odpowiadała, doradzała, wypożyczała, karciła za zniszczenie książki, chwaliła za podklejenie oderwanej kartki… Z każdym jednak dniem miała wrażenie, że w tym wszystkim brakuje miejsca dla niej. Takie smutne myśli dopadały ją, kiedy dzieciaki szły już do domu, a ona wyłączała komputery, zamykała czytelnię multimedialną i bibliotekę i ruszała w drogę do domu. Z tyłu głowy wędrowały z nią także rozmowy, które przeprowadziła, propozycje uczniów na nowe konkursy czy zajęcia i małe smuteczki, powierzane jej w tajemnicy przez tych uczniów, którzy chronili się w gościnnych progach jej biblioteki przed całym złem tego świata. A gdzie w tym wszystkim była ONA?! Ech, życie…
Popołudnie upłynęło jej na wypełnianiu domowych obowiązków, a wieczór przyniósł refleksję, która bynajmniej nie podniosła jej na duchu. „Komu ja jestem potrzebna w tej bibliotece…? Przecież dzieciaki mogą się wygadać każdemu. Nic tylko gadają i gadają, przekrzykują się, byle szybciej, byle więcej powiedzieć, zanim zadzwoni dzwonek. Może czas na zmianę?” Myśl ta zaświtała jej dosłownie na chwilę, bo w następnej - Irma już spała.
Jak co dzień ze snu wyrwał ją dźwięk budzika. „Muszę coś zrobić z tym dzwonkiem, bo kiedyś zawału dostanę.” – pomyślała, zbierając się w sobie, by opuścić ciepłe łóżko i tym samym uruchomić machinę napędzającą kolejny dzień. Wstawiła wodę na kawę i weszła do łazienki. Pasta, szczoteczka, kubek z wodą. Irma spokojnie oddawała się porannym ablucjom, kiedy nagle przez szum wody przebił się czyjś głos. „Iiiiirmoooo”. Przerażenie zmroziło jej krew w żyłach. Zakręciła kran. „Iiiirmoooo” – rozległo się ponownie. W panice odwróciła się, gotowa walczyć o życie. Jakież jednak było jej zdziwienie, kiedy okazało się, że oprócz niej w łazience nie ma nikogo… „No tak, zwariowałam. Wiedziałam, że prędzej czy później mnie to czeka. Styki w moim mózgu nie wytrzymały natłoku spraw gimnazjalistów i ich alternatywnych światów. Czas przejrzeć strony internetowe szpitali psychiatrycznych…” – myślała roztrzęsiona, rzucając okiem w każdy kąt niewielkiego pomieszczenia. W końcu zastygła w oczekiwaniu na jakiś ruch ze strony Głosu. Mijały sekundy przytłaczającej bibliotekarkę ciszy. Wreszcie dało się słyszeć głębokie westchnienie, cichutkie odchrząknięcie i... – Witaj, Irmo. – Ekhm, dzień dobry?... - Irma stała pośrodku łazienki, bezskutecznie próbując dojrzeć w suficie właściciela głosu. Nawet nie zauważyła, że woda kapiąca z mokrej szczoteczki utworzyła już małą kałużę tuż obok jej kapcia z literowym wzorem. – Słyszałem, że ogarnęły cię niewesołe myśli. – Naprawdę oszalałam. Proszę, już słyszę głosy… - wyszeptała przerażona Irma. - O, Boże, co ja mam ze sobą zrobić…? - Słucham Cię, moje dziecko. – Głos zabrzmiał, jakby się uśmiechał. – Bóg? – kobieta wytrzeszczyła oczy zaskoczona. - W mojej łazience?? Głos roześmiał się. – W łazience, w kuchni, w salonie, wszędzie Irmo. Jestem wszędzie i widzę, że nie cieszy cię twoja praca. Mam rację? Co się stało? Przecież praca bibliotekarza była twoim marzeniem. - Irma westchnęła. – No, była, była. Ale codziennie jest tak samo… Tajfun „Gimnazjaliści” codziennie walczy o najlepsze miejsce w mojej bibliotece. Pomagam, rozmawiam, wypożyczam, doradzam, ale gdzie w tym wszystkim jestem JA, Irma?! – Trudne pytanie, moja córko. Czy uważasz, że nadszedł czas zmian? – Irma nie odpowiedziała. - Widzę, że najwyższy czas na to, bym wkroczył i coś ci pokazał. Spójrz w lustro, moja droga. Irma zbliżyła się do lekko zaparowanej jeszcze tafli, ale, ku swojemu zdziwieniu, wcale nie dostrzegła w niej siebie. Zobaczyła znajome drzwi. Potrzebowała tylko ułamka sekundy, by zorientować się, że to drzwi jej biblioteki. – Śmiało, uchyl je chociaż. – zachęcał Głos. – Na pewno jesteś ciekawa, jak wygląda twoja biblioteka z innej perspektywy. Irma z zaciekawieniem otworzyła drzwi. Lekko skrzypnęły, ale nikt nie zwrócił na to uwagi. Nikt, bo… nikogo nie było w środku? – Ale tu nikogo nie ma – powiedziała Irma zdziwiona. – Która jest godzina? Może jeszcze za wcześnie, żeby ktoś przyszedł? – Jest 11.20 i właśnie zadzwonił dzwonek na przerwę. – To niemożliwe! – Irma rozglądała się po pomieszczeniu. - Przecież o tej porze codziennie przesiaduje tu co najmniej kilkanaście osób. Dlaczego jest tak pusto? Głos zamruczał, lekko zniecierpliwiony. – Nie zauważyłaś? Nie ma cię w pracy… - 
I co z tego, że mnie nie ma? Ale biblioteka jest otwarta, książki są, krzesełka i stoliki też, komputery włączone… - Irma nie mogła zrozumieć tej niespotykanej sytuacji. – Naprawdę rzadko się zdarza, żeby tu było tak… pusto i cicho. – Zgadzam się z tobą. Rzadko się zdarza, że nie ma cię w pracy. – odparł Głos. Irma była tak zdumiona, że zabrakło jej słów na ripostę. Nie zdążyła jednak nic wymyślić, gdy drzwi się otworzyły i weszły Magda i Natalia. Rozejrzały się i usiadły przy stoliku. – Nie ma dziś pani Irmy? – Natalia była zawiedziona. – Miała mi podpowiedzieć, jaką pracę przygotować na ten konkurs z plastyki. – Też się dziwię. – odpowiedziała Magda. – Przecież pani Irma jest tu ZAWSZE. Chciałam jej opowiedzieć o akcji Marcina na niemieckim, a tu pusto. – Irma słuchała dziewczynek jak zaczarowana. Po chwili pojawiły się kolejne uczennice, które, również zawiedzione nieobecnością bibliotekarki, siadały gdzie było miejsce i wymieniały luźne uwagi na temat tej niezwykłej dla nich sytuacji. Nagle drgnęła na tak dobrze znane ŁUP! W drzwiach stanął Dominik. – Nie uwierzycie! Pani Irma zmieniła pracę! – Co?! – dziewczynki wytrzeszczyły oczy. – Skąd wiesz? Kto ci to powiedział? – przekrzykiwały się podbiegając do chłopca. – Słyszałem, jak panie woźne o tym rozmawiały. Stałem przy automacie z napojami na poprzedniej przerwie i akurat usłyszałem… - Ale to niemożliwe. – przerwała mu Magda. – Na pewno coś pokręciłeś. - Przewróciła oczami i spojrzała po koleżankach. - Bez pani Irmy ta biblioteka będzie… po prostu nie do zniesienia. ONA jest jej duchem! – Ktoś ma hasło do wi-fi? Zaraz napiszę do pani Irmy wiadomość. – zawołała Basia. – Dowiemy się, jak jest naprawdę. Dzwonek wypłoszył uczniów z biblioteki, w której została zamieniona w słup soli, chwilowo niewidzialna, bibliotekarka. – Irmo, pobudka. – Głos z tyłu głowy kazał jej się ocknąć. – Żyjesz? – Chyba tak. – odpowiedziała niepewnie. – Moment, muszę to przetrawić. – Przez głowę kobiety przegalopowało stado myśli. Nagle znalazła się znów we własnej łazience, przed lustrem, w którym odbijała się teraz jej twarz. - Jestem dla nich… duchem biblioteki? Nad głową usłyszała serdeczny śmiech. – Na to wygląda. – odrzekł Głos i spoważniał. - No, to pytam jeszcze raz. Czy NAPRAWDĘ uważasz, że czas na zmiany? – Bibliotekarka spojrzała w swoje oczy odbijające się w lustrze – Nie! Żadnych zmian! Wybieram bibliotekę! – Po czym odstawiła szczoteczkę i pastę na półkę, ubrała się szybko, spakowała pierwsze i drugie śniadanie, i ruszyła dziarsko do pracy. 
- Dzień dobry pani Irmo! Co tam u pani słychać? - zapytała Natalia, przekraczając próg biblioteki. - Świetnie Natalko, a co u ciebie? – odpowiedziała Irma zza biurka. Biblioteka wydała jej się tego dnia zupełnie inna niż zwykle. – Wszystko w porządku, chociaż może się to zmienić po trzeciej lekcji. – Tak? A dlaczego? – A, drobiazg. Sprawdzian z fizyki, rozumie pani. – No tak. – Irma kiwnęła głową z namaszczeniem. – Na pewno pójdzie ci dobrze. Powodzenia. – A dziękuję, przyda się. – odpowiedziała Natalka i otworzyła zeszyt do fizyki, żeby powtórzyć wzory. Kobieta zerkała na wchodzące co kilka minut uczennice i zastanawiała się, czy to, co przeżyła, działo się naprawdę czy to była tylko jej wyobraźnia. „Eee, pewnie mi się wydawało.” – pomyślała. ŁUP! – O, Dominik, dzień dobry. – Irma spojrzała groźnie zza migoczących na zielono szkieł okularów. - Zdajesz sobie, oczywiście, sprawę z tego, że jeszcze kilka takich wejść i drzwi będą do wymiany? – Dominik zatrzymał się w pół kroku i uśmiechnął się szeroko. – Eeee, na pewno nie, proszę pani. A nawet jeśli, to wtedy biblioteka będzie zawsze otwarta! Dopóki, rzecz jasna, nie wstawią nowych drzwi. – odpowiedział. – Ale wie pani, że to może potrwać… - stwierdził poważnie, po czym wszyscy wybuchnęli śmiechem. I tak zaczął się kolejny dzień w bibliotece…

Irma siedziała zatopiona w lekturze najnowszego numeru miesięcznika dla bibliotekarzy, kiedy drzwi biblioteki uchyliły się i powoli wyłonił się zza nich lekko speszony pierwszoklasista. Przestąpił próg, rozejrzał się ciekawie i dostrzegłszy patrzącą na niego wyczekująco Irmę, powiedział cicho - Proszę pani, chciałbym wypożyczyć książkę… - Irma uniosła jedną brew. - Żartujesz… W bibliotece?