piątek, 27 października 2017

Komenda słowna

Irma siedziała w dość ponurym nastroju, wpatrując się w jesienno-deszczowy pejzaż za oknem. Wróć… Wpatrując się w czubki drzew widocznych za oknem, ponieważ pod hasłem "zemsta robotników" w jej bibliotece wstawiono okna na takiej wysokości, że siedząc przy biurku, nie sposób przez nie wyjrzeć. Taki żarcik, pewnie po to, żeby biedna bibliotekarka myślała wyłącznie o PRACY, a nie o widoku za oknem. Tego dnia jednak aura nie zachęcała do wyglądania, więc Irma faktycznie skupiła się na komputerze i księgowaniu książek w programie. Ciszę, zakłócaną jedynie uderzaniem palców w klawiaturę, przerwało wtargnięcie interesanta. Irma rzuciła mu powłóczyste spojrzenie i czekała…
- Chciałbym „Anakondę”. 
Irmie nawet nie drgnęła powieka. Wciąż wpatrywała się z osobnika, czekając na wprowadzenie odpowiedniej komendy słownej… Osobnik zaś wyraźnie nie wiedział, o co chodzi. 
- Zasnęła pani? – zapytał przestępując z nogi na nogę, znacznie mniej pewny siebie niż przed chwilą.
Prawa brew Irmy powędrowała w górę i zawisła złowieszczo. To nie była właściwa komenda.
- Yyy… To znaczy, że nie ma? – młody człowiek wpatrywał się w bibliotekarkę, jednocześnie główkując, co powinien zrobić w tej sytuacji. Wszyscy wiedzieli, że Irma nie jest zwyczajną bibliotekarką, ale wymaga od klientów biblioteki MYŚLENIA. W związku z tym interesant przeszukiwał teraz swoje szare komórki w poszukiwaniu odpowiedzi na nieme pytanie unoszącej się coraz wyżej brwi. Bardzo chciał zdążyć, zanim owa brew dotrze do nasady włosów, bo to oznaczało koniec czasu i utratę szansy na uzyskanie tego, po co się przyszło. Delikwentowi zrobiło się gorąco. Wyczekująca cisza napierała na niego, nie przymierzając, jak ściany w starożytnym grobowcu. Irma westchnęła wpatrzona w klienta i nawet zaczynała go trochę żałować. Wyglądało na to, że nie uda mu się tym razem załatwić swojej sprawy. W chwili, gdy spocony z wysiłku interesant stracił już nadzieję, drzwi otworzyły się ponownie i próg biblioteki przekroczyła Ola.
- Dzień dobry, pani Irmo! – zawołała z uśmiechem. – Są jakieś nowe książki do recenzji?
Irma odpowiedziała uśmiechem, a jej niema brew zjechała na swoje miejsce. Ola rzuciła okiem na słup soli stojący przy witrynie z księgozbiorem podręcznym i usiadła przed biurkiem bibliotekarki. Czas ruszył z miejsca, ściany pomieszczenia wróciły do pionu, a Irma jakby nigdy nic rozmawiała z Olą, ignorując delikwenta. Tenże zaś wyglądał, jakby spalał go wewnętrzny proces myślenia. Trybiki obracały się ze zgrzytem, a szare komórki przetwarzały uzyskane właśnie nowe informacje. Nagły wybuch wstrząsnął pogrążonymi w rozmowie Irmą i Olą.
- Dzień dobry! – Tutaj nastąpiła krótka pauza na sprawdzenie efektu wprowadzonej właśnie komendy słownej. Irma spojrzała na czerwonego z wysiłku interesanta, co zachęciło go do dalszych prób. - Chciałbym „Anakondę”!
- Brawo młody człowieku, komenda przyjęta. – odparła bibliotekarka z uśmiechem. - Teraz przejdźmy dalej… „Anakonda”, powiadasz? A coś bliżej może? Bo dział zoologii mamy bardzo bogaty. – powiedziała poważnie podnosząc się zza biurka.
Szczęście malujące się jeszcze przed chwilą na twarzy ucznia zamieniło się w udręczony grymas. 
- Zoologii? To ma być lektura na polski… - odpowiedział niepewnie.
- Na polski… To może wypożyczysz jednak… „Antygonę”? – podpowiedziała słodko bibliotekarka.
- Tak! „Antygonę”! Poproszę! Bardzo! – wysapał z ulgą osobnik. Ola obserwowała całą tę scenę żałując ogromnie, że dzwonek nie zadzwonił kilka minut wcześniej, przez co straciła okazję zobaczenia tego przedstawienia od momentu, gdy nieświadomy jeszcze tego, co go czeka, Paweł z trzeciej de wchodził do jaskini lwa…