wtorek, 26 stycznia 2016

Duch biblioteki

Choć rok szkolny trwał już od dobrych trzech tygodni, Irma wciąż nie mogła uwierzyć, że wakacje przeminęły tak szybko i bezpowrotnie. Codziennie rano budzik wygrywał złowieszczą melodyjkę, a ona zwlekała się z łóżka i szła z zamkniętymi oczami do łazienki, by obudzić się pod prysznicem. Później szybka kawa, śniadanie i w drogę do pracy, gdzie czekały książki i stęsknieni (czy aby na pewno?...) czytelnicy. Wyjątkiem były weekendy, ale to już zupełnie inna historia.

Każdy dzień wydawał jej się taki sam. Dotrzeć do szkoły, „dzień dobry”, otworzyć drzwi biblioteki, zastanowić się, czy nie zamknąć ich od środka na zamek, „eee, nie…”, odłożyć rzeczy na krzesło na tyłach pomieszczenia, niedostępnych dla uczniów, wstawić wody na kawę, włączyć komputer, głęboko westchnąć, podskoczyć na siarczyste ŁUP! drzwiami, odpowiedzieć uśmiechem na jakże głośne o 7.30 „Dzień dobry pani Irmo! Co tam u pani słychać?” Kolejność niezmienna, więc kobieta bez zastanowienia odpowie: „Świetnie Natalko – Basiu – Asiu - Madziu, a co u ciebie?” I tak zaczynał się każdy dzień w bibliotece Irmy. Później tajfun uczniów, obowiązków i wiadomości zalewał to niewielkie wnętrze, pochłaniając bez reszty również Irmę, która poddawała mu się z błogim uśmiechem. Nie wszyscy bowiem wiedzieli, że w głębi duszy lubiła ten harmider i dzieciaki, które po prostu MUSIAŁY mówić do niej równocześnie, by jak najszybciej pochwalić się dobrą oceną lub pożalić na to, że tym razem nie poszło na sprawdzianie. Pragnęły opowiadać jej o swoich rozterkach, rozśmieszać sytuacjami ze szkolnych korytarzy lub z lekcji, a także dowiadywać się na bieżąco, co ze spotkaniami w ramach klubów i projektów bibliotecznych, wypożyczyć lub oddać książkę, poczytać czasopismo czy skorzystać z komputera. Irma rozumiała te potrzeby i słuchała, odpowiadała, doradzała, wypożyczała, karciła za zniszczenie książki, chwaliła za podklejenie oderwanej kartki… Z każdym jednak dniem miała wrażenie, że w tym wszystkim brakuje miejsca dla niej. Takie smutne myśli dopadały ją, kiedy dzieciaki szły już do domu, a ona wyłączała komputery, zamykała czytelnię multimedialną i bibliotekę i ruszała w drogę do domu. Z tyłu głowy wędrowały z nią także rozmowy, które przeprowadziła, propozycje uczniów na nowe konkursy czy zajęcia i małe smuteczki, powierzane jej w tajemnicy przez tych uczniów, którzy chronili się w gościnnych progach jej biblioteki przed całym złem tego świata. A gdzie w tym wszystkim była ONA?! Ech, życie…
Popołudnie upłynęło jej na wypełnianiu domowych obowiązków, a wieczór przyniósł refleksję, która bynajmniej nie podniosła jej na duchu. „Komu ja jestem potrzebna w tej bibliotece…? Przecież dzieciaki mogą się wygadać każdemu. Nic tylko gadają i gadają, przekrzykują się, byle szybciej, byle więcej powiedzieć, zanim zadzwoni dzwonek. Może czas na zmianę?” Myśl ta zaświtała jej dosłownie na chwilę, bo w następnej - Irma już spała.
Jak co dzień ze snu wyrwał ją dźwięk budzika. „Muszę coś zrobić z tym dzwonkiem, bo kiedyś zawału dostanę.” – pomyślała, zbierając się w sobie, by opuścić ciepłe łóżko i tym samym uruchomić machinę napędzającą kolejny dzień. Wstawiła wodę na kawę i weszła do łazienki. Pasta, szczoteczka, kubek z wodą. Irma spokojnie oddawała się porannym ablucjom, kiedy nagle przez szum wody przebił się czyjś głos. „Iiiiirmoooo”. Przerażenie zmroziło jej krew w żyłach. Zakręciła kran. „Iiiirmoooo” – rozległo się ponownie. W panice odwróciła się, gotowa walczyć o życie. Jakież jednak było jej zdziwienie, kiedy okazało się, że oprócz niej w łazience nie ma nikogo… „No tak, zwariowałam. Wiedziałam, że prędzej czy później mnie to czeka. Styki w moim mózgu nie wytrzymały natłoku spraw gimnazjalistów i ich alternatywnych światów. Czas przejrzeć strony internetowe szpitali psychiatrycznych…” – myślała roztrzęsiona, rzucając okiem w każdy kąt niewielkiego pomieszczenia. W końcu zastygła w oczekiwaniu na jakiś ruch ze strony Głosu. Mijały sekundy przytłaczającej bibliotekarkę ciszy. Wreszcie dało się słyszeć głębokie westchnienie, cichutkie odchrząknięcie i... – Witaj, Irmo. – Ekhm, dzień dobry?... - Irma stała pośrodku łazienki, bezskutecznie próbując dojrzeć w suficie właściciela głosu. Nawet nie zauważyła, że woda kapiąca z mokrej szczoteczki utworzyła już małą kałużę tuż obok jej kapcia z literowym wzorem. – Słyszałem, że ogarnęły cię niewesołe myśli. – Naprawdę oszalałam. Proszę, już słyszę głosy… - wyszeptała przerażona Irma. - O, Boże, co ja mam ze sobą zrobić…? - Słucham Cię, moje dziecko. – Głos zabrzmiał, jakby się uśmiechał. – Bóg? – kobieta wytrzeszczyła oczy zaskoczona. - W mojej łazience?? Głos roześmiał się. – W łazience, w kuchni, w salonie, wszędzie Irmo. Jestem wszędzie i widzę, że nie cieszy cię twoja praca. Mam rację? Co się stało? Przecież praca bibliotekarza była twoim marzeniem. - Irma westchnęła. – No, była, była. Ale codziennie jest tak samo… Tajfun „Gimnazjaliści” codziennie walczy o najlepsze miejsce w mojej bibliotece. Pomagam, rozmawiam, wypożyczam, doradzam, ale gdzie w tym wszystkim jestem JA, Irma?! – Trudne pytanie, moja córko. Czy uważasz, że nadszedł czas zmian? – Irma nie odpowiedziała. - Widzę, że najwyższy czas na to, bym wkroczył i coś ci pokazał. Spójrz w lustro, moja droga. Irma zbliżyła się do lekko zaparowanej jeszcze tafli, ale, ku swojemu zdziwieniu, wcale nie dostrzegła w niej siebie. Zobaczyła znajome drzwi. Potrzebowała tylko ułamka sekundy, by zorientować się, że to drzwi jej biblioteki. – Śmiało, uchyl je chociaż. – zachęcał Głos. – Na pewno jesteś ciekawa, jak wygląda twoja biblioteka z innej perspektywy. Irma z zaciekawieniem otworzyła drzwi. Lekko skrzypnęły, ale nikt nie zwrócił na to uwagi. Nikt, bo… nikogo nie było w środku? – Ale tu nikogo nie ma – powiedziała Irma zdziwiona. – Która jest godzina? Może jeszcze za wcześnie, żeby ktoś przyszedł? – Jest 11.20 i właśnie zadzwonił dzwonek na przerwę. – To niemożliwe! – Irma rozglądała się po pomieszczeniu. - Przecież o tej porze codziennie przesiaduje tu co najmniej kilkanaście osób. Dlaczego jest tak pusto? Głos zamruczał, lekko zniecierpliwiony. – Nie zauważyłaś? Nie ma cię w pracy… - 
I co z tego, że mnie nie ma? Ale biblioteka jest otwarta, książki są, krzesełka i stoliki też, komputery włączone… - Irma nie mogła zrozumieć tej niespotykanej sytuacji. – Naprawdę rzadko się zdarza, żeby tu było tak… pusto i cicho. – Zgadzam się z tobą. Rzadko się zdarza, że nie ma cię w pracy. – odparł Głos. Irma była tak zdumiona, że zabrakło jej słów na ripostę. Nie zdążyła jednak nic wymyślić, gdy drzwi się otworzyły i weszły Magda i Natalia. Rozejrzały się i usiadły przy stoliku. – Nie ma dziś pani Irmy? – Natalia była zawiedziona. – Miała mi podpowiedzieć, jaką pracę przygotować na ten konkurs z plastyki. – Też się dziwię. – odpowiedziała Magda. – Przecież pani Irma jest tu ZAWSZE. Chciałam jej opowiedzieć o akcji Marcina na niemieckim, a tu pusto. – Irma słuchała dziewczynek jak zaczarowana. Po chwili pojawiły się kolejne uczennice, które, również zawiedzione nieobecnością bibliotekarki, siadały gdzie było miejsce i wymieniały luźne uwagi na temat tej niezwykłej dla nich sytuacji. Nagle drgnęła na tak dobrze znane ŁUP! W drzwiach stanął Dominik. – Nie uwierzycie! Pani Irma zmieniła pracę! – Co?! – dziewczynki wytrzeszczyły oczy. – Skąd wiesz? Kto ci to powiedział? – przekrzykiwały się podbiegając do chłopca. – Słyszałem, jak panie woźne o tym rozmawiały. Stałem przy automacie z napojami na poprzedniej przerwie i akurat usłyszałem… - Ale to niemożliwe. – przerwała mu Magda. – Na pewno coś pokręciłeś. - Przewróciła oczami i spojrzała po koleżankach. - Bez pani Irmy ta biblioteka będzie… po prostu nie do zniesienia. ONA jest jej duchem! – Ktoś ma hasło do wi-fi? Zaraz napiszę do pani Irmy wiadomość. – zawołała Basia. – Dowiemy się, jak jest naprawdę. Dzwonek wypłoszył uczniów z biblioteki, w której została zamieniona w słup soli, chwilowo niewidzialna, bibliotekarka. – Irmo, pobudka. – Głos z tyłu głowy kazał jej się ocknąć. – Żyjesz? – Chyba tak. – odpowiedziała niepewnie. – Moment, muszę to przetrawić. – Przez głowę kobiety przegalopowało stado myśli. Nagle znalazła się znów we własnej łazience, przed lustrem, w którym odbijała się teraz jej twarz. - Jestem dla nich… duchem biblioteki? Nad głową usłyszała serdeczny śmiech. – Na to wygląda. – odrzekł Głos i spoważniał. - No, to pytam jeszcze raz. Czy NAPRAWDĘ uważasz, że czas na zmiany? – Bibliotekarka spojrzała w swoje oczy odbijające się w lustrze – Nie! Żadnych zmian! Wybieram bibliotekę! – Po czym odstawiła szczoteczkę i pastę na półkę, ubrała się szybko, spakowała pierwsze i drugie śniadanie, i ruszyła dziarsko do pracy. 
- Dzień dobry pani Irmo! Co tam u pani słychać? - zapytała Natalia, przekraczając próg biblioteki. - Świetnie Natalko, a co u ciebie? – odpowiedziała Irma zza biurka. Biblioteka wydała jej się tego dnia zupełnie inna niż zwykle. – Wszystko w porządku, chociaż może się to zmienić po trzeciej lekcji. – Tak? A dlaczego? – A, drobiazg. Sprawdzian z fizyki, rozumie pani. – No tak. – Irma kiwnęła głową z namaszczeniem. – Na pewno pójdzie ci dobrze. Powodzenia. – A dziękuję, przyda się. – odpowiedziała Natalka i otworzyła zeszyt do fizyki, żeby powtórzyć wzory. Kobieta zerkała na wchodzące co kilka minut uczennice i zastanawiała się, czy to, co przeżyła, działo się naprawdę czy to była tylko jej wyobraźnia. „Eee, pewnie mi się wydawało.” – pomyślała. ŁUP! – O, Dominik, dzień dobry. – Irma spojrzała groźnie zza migoczących na zielono szkieł okularów. - Zdajesz sobie, oczywiście, sprawę z tego, że jeszcze kilka takich wejść i drzwi będą do wymiany? – Dominik zatrzymał się w pół kroku i uśmiechnął się szeroko. – Eeee, na pewno nie, proszę pani. A nawet jeśli, to wtedy biblioteka będzie zawsze otwarta! Dopóki, rzecz jasna, nie wstawią nowych drzwi. – odpowiedział. – Ale wie pani, że to może potrwać… - stwierdził poważnie, po czym wszyscy wybuchnęli śmiechem. I tak zaczął się kolejny dzień w bibliotece…

Irma siedziała zatopiona w lekturze najnowszego numeru miesięcznika dla bibliotekarzy, kiedy drzwi biblioteki uchyliły się i powoli wyłonił się zza nich lekko speszony pierwszoklasista. Przestąpił próg, rozejrzał się ciekawie i dostrzegłszy patrzącą na niego wyczekująco Irmę, powiedział cicho - Proszę pani, chciałbym wypożyczyć książkę… - Irma uniosła jedną brew. - Żartujesz… W bibliotece?